piątek, 30 września 2011

Moja nowa miłość z firmy Floslek :)

Niedawno się przeprowadziłam w okolice bardzo dużej i dobrze zaopatrzonej apteki. Z tego też względu często tam bywam:)
W ręce wpadł mi bezzapachowy żel szałwiowy do skóry trądzikowej z Flosleku.

Jego zadaniem jest normalizowanie pracy gruczołów łojowych, zmniejszanie podrażnień oraz wyprysków, a także matowienie skóry. Produkt ma żelową, lekką konsystencję. Za pojemność 50 ml zapłaciłam około 10 złotych.Akurat poszukuję kosmetyku na dzień, więc skusiłam się:)


Podoba mi się to, że żel jest w tubce. Zdecydowanie wolę tego typu opakowania od słoiczków. Miałam hydrożel z Olay w słoiku i bardzo mnie denerwowała aplikacja. Nie spodziewałam się, że taki niepozorny produkt jak żel szałwiowy potrafi zmatowić moją twarz na calutki dzień. Dzięki temu szybko stał się moim ulubieńcem:) Wchłania się szybko do całkowitego matu, nie pozostawia tłustej warstewki na skórze. Bez problemu mogę rozprowadzić na nim podkład, puder itp. Nie ustępuje pod tym względem wielu droższym kremom.

Nie zauważyłam jeszcze wpływu na zmniejszenie się niedoskonałości, ale też nie stosuję go bardzo długo. Myślę, że w tym temacie wypowiem się po skończeniu tubki. Generalnie na chwilę obecną jestem nim oczarowana i chętnie używam codziennie:) Polecam!

Poza tym nadal jestem chora, więc popijam syrop i czytam gazety na poprawę humoru. Zawsze jak jest taka ładna pogoda to się przeziębiam :/

środa, 28 września 2011

Buble i perełki z Alterry

Dzisiaj chciałam Wam pokazać kilka moich kosmetyków z Alterry oraz opinie o nich. Już od jakiegoś czasu jest wielki popyt na produkty naturalne i bez złych składników, po wejściu tej marki do Rossmanna nie byłam nią specjalnie zainteresowana. Skuszona dobrymi opiniami sięgnęłam po jeden szampon, a następnie po pozostałe kosmetyki.


1. Szampon morela i pszenica do włosów matowych

Był to pierwszy produkt z Alterry, który zakupiłam i moim zdaniem jak dotąd najlepszy. Mam włosy przetłuszczające się i on potrafił przedłużyć ich świeżość o kilkanaście godzin. Bardzo przyjemny produkt, na początku miał dla mnie trochę dziwny zapach, ale szybko się przyzwyczaiłam.Myślę, że będę go co jakiś czas kupować.

2. Odżywka nawilżająca do włosów granat i aloes

Kupiłam sobie małą wersję, aby przetestować czy sprawdzi się na moich włosach. Bardzo cieszę się, że nie zainwestowałam w większą, bo ta odżywka totalnie nic nie robi. Jedynym plusem jest to, że włosy po niej dobrze się rozczesują. Nie kupię ponownie tego produktu.


3. Żel pod prysznic brzoskwinia i liczi

W tym przypadku również kupiłam miniaturkę. Zapach znośny, ale nie powala. Działanie jak to żelu, czyli myje, ładnie się pieni. Nie kupię ponownie, ponieważ mam innych faworytów w tej dziedzinie.


4. Szampon papaja i bambus do włosów delikatnych i pozbawionych witalności

Totalny bubel! Moje włosy przetłuszczają się po nim już po kilku godzinach. Nie polecam i nie kupię go ponownie. Od szamponu oczekuję, że włosy po umyciu będą świeże. Chciałabym móc umyć je rano i do wieczora się nimi nie przejmować, a z tym produktem to niemożliwe!



A na koniec pokażę Wam niespodziankę jaką rano sprawił mi mój mężczyzna:)
Jestem przeziębiona i marudna dzisiaj, ale po otrzymania kwiatka jakoś humor mam sto razy lepszy :D

wtorek, 27 września 2011

Cudo do rzęs z L'biotica :)

Witajcie!

Kiedyś na jednym z kanałów na Youtubie, któraś z dziewczyn mówiła o cudownym kremie do rzęs firmy L'biotica. Akurat byłam na etapie poszukiwań tego typu produktu, więc przyjrzałam mu się bliżej. Swoją odżywkę kupiłam na allegro za około 10 złotych plus przesyłka, zatem cena nie była zbyt wygórowana.Pojemność odżywki to 10 ml. Posiada ona formę przezroczystego, gęstego żelu.


Szybko przystąpiłam do codziennego stosowania i efekt przeszedł moje oczekiwania. Na ogół jestem sceptycznie nastawiona do tego typu wynalazków, gdyż rzadko kiedy dają faktyczny efekt.
Po około kilkunastu dniach stosowania odżywki na noc, ja byłam bardzo skrupulatna i używałam jej każdego dnia, zauważyłam efekty. Moje rzęsy i brwi były dużo gęstsze, mocniejsze i bardziej odżywione. Mogę stwierdzić, że rzęsy nawet się wydłużyły. Nie zauważyłam, żeby mi jakoś często wypadały. Generalnie zgadzam się ze wszystkimi obietnicami producenta:)


Produkt stosuję już ponad 2 miesiące, nie wiem czy zużyłam chociaż 1/3 opakowania, ponieważ jest bardzo wydajne. Za tę cenę to naprawdę genialny produkt. Ja zdecydowanie go polecam!




Dla zainteresowanych podaję skład:


Skład:Petrolatum, Oleum Ricinic, Virginale Oil, Paraffinum Liquidum, Olea Europaea, Serenoa Repens, Macadamia, Ternifolia Seed Oil, Buxus Chinensis (jojoba Oil) Polyglyceryl, Pantenol.

sobota, 24 września 2011

Nowy balsam do ust Carmex

Byłam dziś w Naturze i ku swojemu zaskoczeniu zauważyłam nowy balsam do ust Carmex. Miałam kiedyś jego wiśniową wersję w sztyfcie, ale bardzo się nie polubiłyśmy i wymieniłam go szybko. Tym razem postanowiłam jednak dać szansę nowości:)

Ma to być wersja ultra nawilżająca. Wybrałam wersję kolorystyczną, chociaż do wyboru  była również opcja tradycyjna.Otrzymałam całkiem ładną pomadkę, która ma działanie normalnego Carmexu jak dla mnie. Plusem jest kolor, który delikatnie podkreśla usta na różowo. Uwielbiam to jak wygląda :)


Moje serce podbiło również eleganckie i praktyczne opakowanie. Cena to około 16 złotych, a to trochę dużo jak na 2g produktu. Myślę, że nie zakupię go ponownie, chociaż podoba mi się różowy połysk na ustach. Jeśli ktoś jest fanem Carmexu to będzie to miła odmiana i myślę, że można spróbować. Generalnie jednak nie sądzę, aby podbił moje serce bardziej niż Tisane.


czwartek, 22 września 2011

MAC, Inglot czy Kobo?

Dzisiaj chciałam zrobić zbiorczą notkę o cieniach i tym, które z nich lubię najbardziej. Posiadam w swojej palecie najwięcej cieni Inglota, kilka Maca i trzy Kobo.

Pojawiło się już wiele notek czy filmików na temat, które z nich są lepsze. Opinie były różne, jednak moim zdaniem cienie Inglota totalnie w niczym nie ustępują Macowi, do Kobo wciąż jeszcze nie jestem przekonana.
Uważam, że Inglot produkuje trwałe, łatwe do nałożenia i zblendowania cienie. Mac z kolei ma niezwykle ciekawe kolory, ale nie da się ukryć, że dostępność, cena oraz cięższe nakładanie są sporymi wadami. Kiedy nie miałam żadnego cienia Maca myślałam jakie super są, chociaż na co dzień używałam Inglota. Po kupieniu sobie Traxa i Club nie wiedziałam na czym polega ich fenomen. Trochę czasu minęło zanim nauczyłam się ich używać. Nie da się ukryć, że na powiekach różnica pomiędzy mieniącymi się kolorami Maca a odcieniami Inglota nie będzie zbyt wielka. Na moich tłustych powiekach na bazie Kobo zarówno Mac, jak i Inglot utrzymują się w nienaruszonym stanie 13 godzin, zatem tu nie widzę różnicy.

Cienie Kobo mam w ostrych kolorach, więc nie używam ich bardzo często. Nie mam żadnych matowych cieni na dzień, więc nie umiem się wypowiedzieć jak zachowują się przy codziennym używaniu.

Jeśli kogoś nie stać na Maca to nie ma co się przejmować, bo Inglot ma taką samą jakość, lepszą aplikację i 5 razy niższe ceny. A co więcej można go kupić w każdym większym centrum handlowym. Mac ma bardzo ciekawe kolory, jak mój śliczny Expensive Pink. Nie uważam jednak, że chciałabym kupować 30 cieni za taką sumę, warto zakupić pojedyncze kolory, jak na przykład Club. Nie zdecydowałabym się jednak na kupowanie dziennych cieni tylko i wyłącznie z Maca. Inglot za granicą jest równie drogi co Mac i uważany jest za tak samo dobry. Nie wiem czemu w Polsce ciągle się go uważa za niską półkę. Mam nadzieję, że w końcu się to zmieni :)

Pokazuję Wam moją paletkę z opisami cieni. Zaznaczyłam te, których używam codziennie :)





I rząd poz.: 453 Pearl, 318 Matte, 353 Matte, Next to Nothing, 393 Pearl, Ricepaper, 103 AMC Shine
II rząd: 112 AMC Shine, 59 Pearl, 53 AMC Shine, Tempting, 358 Matte, 378 Matte, Dark to Edge
III rząd: 144 Shine, Expensive Pink, Trax, 445 Pearl, 308 Matrix, Nocturnelle, 118 Shine
IV rząd: Kobo 213, Kobo 212, Vex, 339 Matte, 573 Wosk do brwi,
V rząd: Kobo 207, Sharp, 454 Pearl, Club, Color Appeal Trio 319 Golden Green, 317 Brun Mordore

wtorek, 20 września 2011

Przesyłka z Truskawki :)

Witajcie kochane!

Dzisiaj chciałam się z Wami podzielić moją przesyłką ze Strawberry.com :) Swego czasu była promocja na Grouponie na zakupy w tym serwisie, zakupiłam kupon i zastanawiałam się co sobie wybrać:) Plusem była darmowa przesyłka.


Nie mając konkretnych typów zdecydowałam się na MACa, bo mam do niego bardzo ograniczony dostęp. Padło na cień Expensive Pink, chciałam go kiedyś zakupić w salonie firmowym, ale akurat tego jednego nie mieli :(

Nic straconego, gdyż na Truskawce był, tyle że  w opakowaniu. Trochę szkoda, bo wolę wkłady, ale z tym sobie poradziłam od razu i za pomocą prostownicy go wyjęłam:)



Poniżej zdjęcia, swatche i już wyjęty z pudełka wkład. Zdecydowanie to mój najładniejszy cień z MACa. Mieni się na kolory: pomarańcz, złoto i różowy. Do moich zielonych oczu pasuje idealnie, łatwo się nakłada i jest doskonale napigmentowany. Ja jestem nim naprawdę oczarowana :) Znacie go? Lubicie?



poniedziałek, 19 września 2011

GlamBox- czy warto?

Dzisiaj chciałam Wam zaprezentować GlamBox, czyli paletkę magnetyczną na cienie stworzoną przez Digitalgirl.Co mogę o niej powiedzieć?


Bardzo cieszyłam się, że trafi w moje łapki, gdyż zamówiłam ją w pierwszej turze ślicznych paletek. Nie zdążyłam na inne wzory, ale nie ma to dla mnie większego znaczenia.
W palecie bardzo podoba mi się jej rozmiar. Nie jest ani za duża ani za mała, mieści się tam cała moja kolekcja cieni :) W założeniu ma tam wejść 35 cieni okrągłych Inglot/Mac/Kobo.
Jest bardzo praktyczna, łatwo się jej używa, a magnes dobrze trzyma. Minusem jest jednak materiał, z którego jest wykonana paleta. Miałam szczęście i moja podczas transportu miała tylko jedno maleńkie wgniecenie. Jednak uważam, ze kupując tego typu paletkę nie powinna ona przychodzić do nas zniszczona. Nie tego oczekuję od jakiegokolwiek produktu zamawianego przez internet.



Generalnie polecam paletkę, słyszałam, że teraz pakowane są lepiej i nie niszczą się. Niestety, nie trzeba było długo czekać i pojawiły się podróbki GlamBoxa w internecie za tę samą cenę. Uważam, że to bardzo niefajne działanie. Zwłaszcza, że DigitalGirl zaproponowała naprawdę ciekawą oprawę graficzną.

piątek, 16 września 2011

Ricepaper i 393 Pearl :)

Witajcie:)

Dzisiaj chciałam Wam zaprezentować dwa cienie: Ricepaper z MACa oraz 393 Pearl z Inglota. Oba mam już od dłuższego czasu w swojej paletce, ale dopiero niedawno je do siebie porównałam. Ku mojemu zdziwieniu są to odcienie dosyć do siebie zbliżone. Na oku nie widać praktycznie żadnej różnicy pomiędzy nimi. Pomyślałam, że chętnie podzielę się z Wami tą wiedzą :)
Może ktoś marzy o Ricepaper,a tak może wypróbować tańszy 393 z Inglota.Patrząc na cienie wydaje się, że są to dwa różne odcienie beżu, ale po nałożeniu na palec są praktycznie identyczne. Może Ricepaper jest minimalnie bardziej beżowy. Tego typu niuanse nie są w żaden sposób widoczne na powiece, a plusem Inglota jest to, że zdecydowanie łatwiej się go nakłada i jest 5 razy tańszy:)
Poniżej kilka zdjęć, abyście przekonały się same:)

Macie może swoje odpowiedniki Inglota z Maca?







wtorek, 13 września 2011

Bronzer Hean- mój zamiennik Matte Bronze z MACa

Niedawno pisałam Wam o bronzerze z Matte Bronze z MACa. Jest to genialny produkt, jednak w salonie kosztuje 95 złotych. To trochę dużo jak na tego typu produkt. Z tego powodu chciałam Wam też pokazać jego odpowiednik z firmy Hean. Nie jest on identyczny, jednak bardzo podobny.




Na pierwszy rzut oka bronzer Hean ma drobinki, jednak na skórze są niewidoczne. Uzyskujemy efekt matowego bronzera, który doskonale nadaje się do konturowania twarzy. Co więcej ma bardzo podobny odcień do tego z MACa. Był to mój pierwszy produkt tego typu, który pokochałam całym sercem:) Teraz został odrzucony na rzecz Matte Bronze ze względu na trudniejszą aplikację i gorsze opakowanie. Jest on także trudnodostępny w sklepach stacjonarnych, można zakupić go przez internet.Podobnie jak droższa wersja daje bardzo naturalny i matowy efekt.


Pomimo tych trzech minusów z całym sercem mogę polecić bronzer z Hean. To produkt bardzo wydajny, świetnie wyglądający na twarzy, a także utrzymujący się przez cały dzień! Zapłaciłam za niego na stanowisku kosmetycznym w sklepie E.Leclerc około 11 złotych, więc cena świetna! Jeśli będziecie miały go okazję wypróbować to serdecznie polecam, zwłaszcza jeżeli interesuje Was effekt zbliżony do Matte Bronze.

poniedziałek, 12 września 2011

Balsam do ust w sztyfcie Tisane

Dzisiaj szybciutka notka, ponieważ w ostatnich dniach mam bardzo dużo pracy :(

Chciałam się z Wami podzielić moim absolutnym KWC, który odkryłam niedawno. Jest to pomadka do ust Tisane. Wybrałam wersję w sztyfcie ze względu na jej praktyczność. Kiedyś moja mama używała Tisane w słoiczku, ale wtedy nie przypadło mi do gustu przez zapach. Po latach jak widać gust się zmienił :)

Moje pierwsze wrażenia były bardzo pozytywne. Pomadka ma delikatny, ale zarazem przyjemny zapach, którego nie umiem opisać:) Jest dosyć tłusta, ładnie nawilża. Bez problemu poradziła sobie z moimi popękanymi i spierzchniętymi wargami w jeden dzień. Jej aplikacja jest dla mnie samą przyjemnością i mogłabym nakładać ją na usta cały czas.

Dopatrzyłam się tylko jednego minusa- jest ona strasznie niewydajna. Używam jej kilka dni, fakt faktem często, a już nie mam połowy. Co więcej złamała mi się, więc aplikacja jest teraz mniej przyjemna.
Jednak wybaczam jej te wady za cudowne działanie:) Przebiła ona nawet moją wielką miłość, czyli balsam do ust EOS :) To mój zdecydowany ulubieniec.

Czytałam opinie, że wersja w sztyfcie jest lżejsza i ma gorsze właściwości, jednak nie wiem jak jest naprawdę. Kupiłam sobie już Tisane w słoiczku, który czeka aż wykończę sztyft :)
Naprawdę polecam ten balsam, z resztą bardzo wiele dziewczyn pochlebnie się o nim wypowiada :)


(zdjęcie z internetu)

sobota, 10 września 2011

Moje ulubione cienie na dzień

Na początku bardzo chciałam prosić Was o zagłosowanie na moją pracę(jeżeli się Wam podoba)w konkursie internetowym Sekretów Urody: LINK. Za wszystkie głosy z góry dziękuję :)


Dzisiaj chciałam Wam zaprezentować cienie, których najczęściej używam na dzień. Moimi ulubionymi firmami są Inglot oraz MAC. Jak dla mnie ich produkty są porównywalnej trwałości oraz jakości. Mam około 30 wkładów z tych firm oraz Kobo. Najczęściej jednak używam poniższych cieni.

Jak dla mnie są to doskonałe odcienie do stworzenia makijażu dziennego lub wieczorowego. Kiedy nie mam czasu wystarczy zaledwie kilka chwil i już jestem w stanie wyczarować całkiem niezły make-up.
Generalnie polecam wszystkim właśnie te odcienie, gdyż używam ich praktycznie codziennie i stwierdzam, że są naprawdę godne uwagi. Na bazie z Kobo wytrzymują one ponad 12 godzin na moich tłustych powiekach!


Do codziennego makijażu stosuję cienie:

1.MAC:


-Ricepaper- świetlisty beż. Używam go do rozświetlenia łuku brwiowego, kącików oka oraz jako cień bazowy.
-Dark Edge- ciepły brąz z czwóreczki Tempting Quad. Podkreślam nim zewnętrzny kącik oka.

2. Inglot

-Pearl 453- biały, perłowy cień. Zazwyczaj stosuję go do rozświetlenia zewnętrznych kącików oka.
-Matte 378-ciemny, zimny brąz. Podkreślam nim kontur oka oraz zewnętrzny kącik.
-Matte 353-jasny, cielisty odcień. W każdym makijażu stosuję go jako cień bazowy.
-Matte 358-szaro-brązowy cień. Świetnie sprawdza się w załamaniu powieki.

Muszę dodać, że ostatnio pokochałam również z całego serca jasny róż Next to Nothing z MAC oraz dwa matowe cienie z Inglota: 318(biel) i 339(szarość).
Są to kosmetyki, którymi wykonuję mój codzienny makijaż już od dłuższego czasu:)

ROZDANIE

Zapraszam na rozdanie do Shevy z Tokyo. Można wygrać paletki Sleek i cienie z MAC :) Ja będę próbować :P Link

Płyn micelarny Bourjois

Witajcie!

Dziś chciałam Wam zaprezentować krótką recenzję płynu micelarnego z Bourjois.
Zakupiłam go z czystej ciekawości na jednej z promocji w Rossmannie. Kosztował on około 11 złotych, natomiast cena regularna to prawie 14 złotych. Za tę sumę otrzymujemy 250 ml produktu.

Jego opakowanie jest trochę niepraktyczne, ale nie jest to wielka wada dla mnie.
Porównywany on jest do słynnej Biodermy, którą również posiadam. Myślę, że działa on gorzej od niej, jednak na moje potrzeby jest wystarczający. Twarz jest przyjemnie odświeżona. Bez problemu zmywam makijaż wodoodporny oraz podkłady. Podoba mi się efekt jaki pozostawia na skórze i to jak dokładnie ją oczyszcza.


Bardzo polubiłam ten płyn i po jego zużyciu od razu zakupiłam kolejne opakowanie:) Myślę, że za tę cenę otrzymujemy naprawdę godny polecenia i wydajny produkt. Nie można porównywać go do Ziaji Sopot, gdyż jest o niebo lepszy. Jednak nie da się ukryć, że nie działa tak dobrze jak Bioderma.


Generalnie moim zdaniem warto go przetestować. Jego cena nie jest zbyt wygórowana, a możemy znaleźć w nim micelowego ulubieńca, tak jak ja:)


I ostatni news na dzisiaj:)
Zapraszam na bardzo fajne rozdanie na blogu Mistress of colors!

środa, 7 września 2011

Moje zdobycze wakacyjne:)

Witajcie,

Na wstępie chciałam podziękować wszystkim komentującym, 2 fankom na Facebooku oraz moim obserwatorom:) Zwiększająca się liczba osób zaglądających na bloga bardzo mnie motywuje i powoduje uśmiech na mojej twarzy:) Dziękuję!

Chociaż wakacje minęły u mnie już jakiś czas temu to pragnę Wam pokazać moje zdobycze kosmetyczne:)

Będąc w Grecji zakupiłam sobie zestaw kosmetyków naturalnych firmy, której wcześniej nie znałam. Za około 8 euro dostajemy krem do stóp, krem do rąk, balsam do ciała, masło do ciała oraz pomadkę ochronną. Pojemności produktów w tubkach to 30 ml, są to pojemności podróżne. Dla mnie była to genialna sprawa, gdyż w fajnej cenie mogłam przetestować greckie kosmetyki, które nie zawierają parabenów :) Nie zawiodłam się na nich, jednak nie pokochałam ich też na zabój. Są to dobre produkty pielęgnacyjne, ale po ich skończeniu nie będzie mi żal :) Generalnie mogę stwierdzić, iż nawilżają całkiem przyzwoicie. Konsystencja masła do ciała nie jest ciężka, zatem dobrze sprawdza się podczas wakacji.



Drugim kosmetykiem jaki udało mi się upolować był lekki krem brązujący z firmy Dermacol. Kosztował jedyne 1,5 euro :) Na początku byłam bardzo zachęcona perspektywą pięknej opalenizny na twarzy, dlatego chętnie go używałam. Ma bardzo przyjemną konsystencję i zapach. Nie zapychał mnie ani też nie powodował jakiś problemów. Brązuje on bardzo powoli, jest wydajny, więc szybko mi się znudził :) Myślę, że zużyję go do ciała.



wtorek, 6 września 2011

Oh So Special i Complexion Perfection

Dzisiaj krótka notka, bo od dwóch dni nic innego nie robię tylko pracuję.
Chciałam się za to podzielić z Wami tym co dziś do mnie przyszło:)
Jest to wyczekiwana paletka Sleek Oh So Special oraz puder Elf Complexion Perfection. Póki co mogę powiedzieć tylko, że paletka ma piękne kolorki i chyba się polubimy.
Puder dotarł do mnie odrobinę pokruszony, ale nie wpływa to na używanie :)

Kilka zdjęć :)